Wyszli. Nareszcie. Mój dom jest najlepszy kiedy jest pusty. Nie jesteśmy rodziną. To matka-i-ojciec i córka. Nie żeby była to jakaś głęboko zakorzeniona nienawiść. Po prostu niemożliwość wspólnego radzenia sobie z codziennością. Sobotnie śniadanie jak zwykle, z awanturą. Szantaż jako najlepszy sposób radzenia sobie ze mną. Nie zrobisz tego czy tego, to znaczy że nas nie kochasz. Ulegam. Mamusia zmusiła mnie wreszcie, po wielu nieudanych próbach, do wzięcia cipramilu [bromowodorek citapramu czyli inhibitor wychwytu zwrotnego serotoniny czyli lek anytdepresyjny] A może mają rację? Może ja ich naprawde nienawidzę?
‘jak tak bardzo chcesz to dam ci cale opakowanie tych twoich tabletek, połóż się i czekaj na śmierć’ dziękuję Ci mamo.
W dużym pokoju, na regale, można by powiedzieć że na honorowym miejscu stoi moje zdjęcie sprzed dobrych paru lat. Jedenastolatka w pomarańczowej bluzce, grzywka opadająca na oczy, uśmiech kontrolowany, zaciśnięte wargi, tak żeby nie było widać zębów. Rzucam ramką o podłogę. Szybka się tłucze. Odkładam na miejsce. W środku, zamiast mojego zdjęcia umieszczam banknot dziesięciozłotowy. Brak jakiegokolwiek głębszego sensu.
‘Ale ja, nim mnie pożre lęk....’[kto wie co jest dalej?]
Myslovitz. Nadal i wciąż. Mówisz że gówno. A gówno karmi się gównem.
Wygrałam? Gorzko smakuje ta wygrana.
Nie nauczę się niczego na cudzych błędach. Muszę popełnić swoje własne.
Wszystkie są takie same. Żadna nie jest wyjątkowa. A mnie już nic nie boli.
A dziś w programie: przezabawny serial ‘Kasia i Tomek’ lub wspaniały dramat ‘Romeo i Julia’ [z braku Romea w roli Romea wystąpi Tomek]
I tak sobie egoistycznie myślę że to wszystko to trochę za dużo jak na mnie. Że wypadałoby się zachować wreszcie jak ta głupia kretynka, za którą mnie macie, kochani. . ‘...myślał o sobie pozytywnie... NAIWNIE... jakże naiwnie. ’
Chodzę po pokoju wydeptując na dywanie znak nieskończoności. Dwa kroki w tą, dwa w tamta. Dwa w tą i znowu dwa w tamtą. Odwrócona ósemka. Pętla. Moja mała, osobista fascynacja. Nic się nie zmienia. Wszystko wraca do punktu wyjścia.
‘Can you come today?’
Niezmiennie ‘Requiem dla snu’. Ale nie moja droga, On dziś nie przyjdzie. Ani jutro. Ani nie odwiedzi cię w szpitalu. Bo nie chce nikogo widzieć. Rozumiesz. Wcale się Mu nie dziwisz. Też cię nie było kiedy byłaś potrzebna.
Nie złamię żadnej obietnicy. Bo tego nie obiecywałam.
Welcome to another reality. [z cichą nadzieją że nie znajdę wyjścia] Dziękuję Przyjacielu za rady w kwestii dawkowania.
Wypadałoby powiedzieć coś, tak na wszelki wypadek. Ale po co przeczyć samej sobie. Nie dojdę do tego kto ma rację.
Z czystym sarkazmem mogę powiedzieć: Ratujcie kochani kolejny raz
‘Oczy tej małej’ czy ‘Bunt szesnastolatki’ A co za różnica.
Ps. Kilka dni temu z przerażeniem zauważyłam że i mnie to dopadło. Mnie , która tak zacięcie się broniła. Przyszło i chce zostać... Jak ludzie to nazywają? Marzenie? Idylliczne wyobrażenie przyszłości, którego podstawową cechą jest nierzeczywistość? Tak, to to. Ale już znalazłam sojuszników w walce z nim. Razem kochani, napewno je przegonimy.