On i Ona idą ulicą. Idealnie równym krokiem. Jej plastikowe obcasy stukają o bruk. Jego białe, plastikowe spodnie silnie odbijają promienie słońca. Całość uzupełniają falujące na wietrze własy koloru plastikowy blond. Przed nimi idzie pies. Czarny, zdecydowanie nie dopasowany do swoich państwa. Kuca. Plastikowe gówno ląduje na trawniku.
On odwraca głowę z obrzydzeniem. Ona z zakłopotaniem przenosi plastikowe spojrzenie daleko przed siebie. Idą dalej.
Ich niewielkie plastikowe mieszkanie jest niedaleko stąd. Na kolację odgrzeją sobie plasikowe hamburgery i zjedzą siedząc w plastikowych fotelach przed plastikowym ekranem.
Nocą oboje wylądują w plastikowym łóżku. Będą uprawiać sex, tak cicho aby sąsiedzi za plastikową ścianą nic nie usłyszeli. Do czasu aż Ona, znudzona, efektownie nie uda orgazmu. Wtedy On odwróci się plecami, podłoży pod głowę plastikową poduszkę i zaśnie.
Ona delikatnie wysunie się spod plastikowej kołdry i pójdzie do łazienki. Dopiero tam, za pomocą najnowszego nabytku z internetowego sex shopu sama się zaspokoji. Przejrzy się w plastikowym lustrze i zostawiając delikatne ślady bosych stóp na plastikowej podłodze wróci do sypialni.
Rano założy psu plastikową obrożę i wyprowadzi go na spacer. Plastikowe obcasy będą stukały o bruk...
Stwierdzam co następuje: w moim życiu jest za mało plastiku. Plastik jest prosty. Drewno nie. Drewno szybko nasiąka wodą, jest nie odporne na uderzenia i ma drzazgi. W moim życiu jest za dużo drewna.